Dożywocia chciała w swojej apelacji prokuratura. Obrona wnioskowała o karę łagodniejszą i to jedynie za pozbawienie wolności ze szczególnym udręczeniem oraz uniewinnienie od zarzutu zabójstwa.
Do zbrodni doszło 22 lata temu nad jeziorem Zelwa k. Sejn. Grupa mężczyzn piła tam przy ognisku alkohol. Na miejsce przywieźli późniejszą ofiarę zabójstwa, 34-letniego znajomego. Skuli go kajdankami, przywiązali do drzewa i zaczęli bić, co trwało kilka godzin. W ocenie biegłych medycyny sądowej, były to ciosy zadawane nie tylko rękami i nogami, ale też np. kijem czy deską, ostatecznie pobity został dwa razy pchnięty ostrym narzędziem, najprawdopodobniej nożem, co zakończyło się zgonem.
Po śmierci ofiary, sprawcy przewieźli ciało w inne miejsce, odcięli siekierą głowę i ukryli zwłoki w dwóch różnych miejscach, by utrudnić ich identyfikację.
Podejrzany o zainicjowanie tej zbrodni Witold Zdancewicz (sąd zgodził się na podawanie jego danych) ukrywał się, był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania. W 2003 roku policja francuska zatrzymała go w związku z zabójstwem dokonanym w tym kraju. Po wyroku przebywał we francuskim więzieniu, zanim w połowie 2021 roku został deportowany do Polski.
Tu suwalska prokuratura okręgowa postawiła mu zarzuty pozbawienia wolności, pobicia i zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Jesienią ub. roku przed Sądem Okręgowym w Suwałkach zapadł nieprawomocny wyrok 25 lat więzienia; była to kara łączna za pobawienie wolności, pobicie i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, dokonane wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, osądzonymi już przed laty.
Dwie z nich zostały skazane m.in. za udział w zabójstwie na 25 lat więzienia (skazani jeszcze są w więzieniu), dwaj pozostali - za udział w pozbawieniu wolności i pobicie - na 7 i 6 lat więzienia.
W przypadku Witolda Zdancewicza sąd odwoławczy karę 25 lat więzienia zamienił na dożywocie.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Czapka mówił, że powodem zbrodni mogły być nieporozumienia dotyczące jakichś wspólnie popełnionych przestępstw, a kwestia przywłaszczenia noża Zdancewicza przez późniejszą ofiarę - mogła stanowić jedynie "wygodny motyw".
Sąd zgodził się z oceną prokuratury, że karę 25 lat więzienia można w tym przypadku uznać za rażąco łagodną. Sędzia - przywołując zebrane w sprawie dowody, w tym zeznania świadków - mówił, że Zdancewicz miał rolę "decydującą i przywódczą" przy przestępstwie pozbawienia wolności i kilkugodzinnego bicia.
"Wynaturzona rozrywka i zwykłe okrucieństwo" - mówił sędzia Czapka, cytując uzasadnienie pierwszej instancji. "Straszna, okrutna, ohydna zbrodnia" - dodał zwracając uwagę, że po dokonaniu zabójstwa oskarżony uciekł do Francji, gdzie też dopuścił się zabójstwa, a odbywając tam karę - miał kilka kolejnych przestępstw, w tym z użyciem przemocy.
"Przebieg zbrodni zabójstwa z dnia 19 czerwca 2000 roku świadczy o bardzo wysokim stopniu agresji oskarżonego, który chciał zadać pokrzywdzonemu jak najwięcej cierpień fizycznych i psychicznych, mimo że wiedział, że ofiarę czeka bliska śmierć" - mówił sędzia.
Podkreślał całkowitą demoralizację i brak jakichkolwiek perspektyw na resocjalizację skazanego oraz aspekt prewencyjny - w tym przypadku kwestię zabezpieczenia społeczeństwa przed "tego rodzaju okrutnymi i bezwzględnymi przestępcami".
"Zdaniem sądu apelacyjnego, o jakiejkolwiek resocjalizacji oskarżonego nie ma mowy, jest on osobą wysoko zdemoralizowaną, brutalną i nieobliczalną, dla której życie ludzkie nie ma żadnej wartości i dlatego stanowi on rzeczywiste i realne zagrożenie dla społeczeństwa, żadna też kara nie zdoła go wychować i wdrożyć do przestrzegania norm społecznych" - podsumował sędzia Czapka.
Przypomniał, że dożywocie to kara eliminacyjna, ale - jak zaznaczył - w tym przypadku tylko taka kara jest sprawiedliwa i może być społecznie akceptowalna. Przy takiej karze skazany o warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się po 25 latach.
źródło: PAP
Napisz komentarz
Komentarze